czwartek, 4 lipca 2013

syndrom


Syndrom anty-niemiecki – jak piszesz – nie poraził tylko „reżimu warszawskiego” (co za oksymoron i językowy „potworek” – sic !): radzę przeczytać Pawła Jasienicę, absolutnie nie posądzanego o „pro-komunistyczne sympatie” i jego „Polskę Piastów” czy Jagiellonów. Stwierdzeń niemiecko-żerczych jest tam tyle samo co w przemówieniach tow. Wiesława (a pisane były te dzieła na przełomie lat 50-tych i 60-tcyh XX wieku). Po traumie II wojny światowej była to rzecz naturalna poniekąd (choć nie chwalebna – ale z dzisiejszego punktu widzenia).
Tak wiec w tym toku rozumowania tkwi przede wszystkim uprzedzenie anty-komunistyczne – jakoby to rządzący Polska komuniści manipulowali świadomością Polaków w przedmiocie „niebezpieczeństwa niemieckiego”. W obliczy podzielonego świata było ono realne i rzeczywiste.
Co do tzw. Kresów – już w okresie I wojny światowej niejaki lord Curzon planował granice II RP na Wschodzie wg „swojej linii” (czyli linii etnicznej jak tłumaczyli Brytyjczycy). Przypadek tylko zrządził że Polska ówczesna rozciągnęła się dalej na Wschód po Słucz, a Wilno nigdy nie było „etnicznie” polskie – przypominam (wypadkową tej sytuacji była: Rewolucja w Rosji, przegrana wojna przez bolszewików na terenach polskich, zniechęcenie do walki głównych sił w Europie itd.). Gdyby carat (lub inna forma rządów burżuazyjnych) utrzymałby się w Rosji – traktowanej jako sojusznik Zachodu i członek Ententy – o żadnych „Kresach” nawet byśmy, gdyby nawet odzyskaliśmy niepodległość, nie mogli marzyć. Wykluczone – zarówno z punktu geopolityki jak i interesów „Wielkich Mocarstw”.
I jeszcze jedna rzecz – błąd moim zdaniem dzisiejszych ocen minionych (dawno, bardzo dawno, w czasach zamierzchłych itd.) wydarzeń historycznych – w tym ludobójstw, masowych rzezi, czystek i wysiedleń – polega na tym, że mierzy się je dzisiejszą miarą człowieczeństwa i tzw. praw człowieka: twórcom Ameryki – Waszyngton, Jefferson, Paine czy późniejszy symbol abolicjonizmu A.Lincoln (choć on w mniejszym stopniu, jego powiedzenie, że zniesienie przez niego niewolnictwa jest wynikiem interesu ekonomicznego, a nie przekonań jest tu znamienne) nie przeszkadzało mieć „tabuny” niewolników w swoich hacjendach, czarnych nałożnic traktowanych przedmiotowo itd. A uchodzą za szczerych demokratów i piewców wolności !
Pantha rhei ! Moralizatorzy – nie moraliści – bo to dwie różne sprawy.
A gdy spojrzy się na Macciavellego, tego teoretyka i założyciela tego co zwiemy „polityką” – to ……. nie ma o czym mówić.
Zresztą – sprawa Snowdena, cały entuorage jaki ma miejsce wokoło jego osoby i zachowanie „Wielkiego Brata” zza Oceanu wskazuje na rozbieżność polityki, etyki i praktyki. Retoryka retoryką, prawa człowieka prawami człowieka, sąd „sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie” (Babcia Kargulowa z I części „Samych swoich”). I tak jest z oceną wszystkich rzezi, wysiedleń, czystek, mordów podczas minionych wojen – tych dawnych, bardzo dawnych, zamierzchłych, antycznych: pochylamy się tu na Blogu (i w Polsce aktualnej) nad wysiedleniami Niemców z Ziem Zachodnich czy akcją „Wisła” deportującą masowo ludność „Zakierzońskiego Kraju” na Ziemie Odzyskane – celem podcięcia bazy funkcjonowania faszystowskiej UPA (tak trzeba mówić – to nie Ukraińcy en bloc – a faszyści ukraińscy z którymi polskie państwo musiało walczyć na równi bezwzględnie jak oni z nim). Bo gdy płonie las, nie żałuje się róż……
Polityk ma być przede wszystkim skuteczny. I za to go się rozlicza – dziś jutro i w historii. Taka jest niestety kolej rzeczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz